niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 1 "Gra rozpoczęta, skarbie."

 Auć!-wrzeszczę sama do siebie wyplątując z moich splątanych włosów szczotkę. Zrezygnowana związuję je w koński ogon i przypatruję się swojemu odbiciu. Sieroctwo...
-Daphne!
 Kiedy do moich uszu dobiega krzyk od razu biegnę do jego źródła. Mama.
-Kochanie...Słyszałam dzwony. Musimy już iść.-W oczach zbierają mi się łzy, kiedy widzę z jakim trudem przychodzi jej mówienie.
  W kącie pomalowanego na czerwono pokoju stoi wózek inwalidzki którym przemieszcza się moja rodzicielka. Oczywiście ja jestem czymś w rodzaju silnika napędzającego ten wózek, ale nie narzekam. Przewożę go więc, aby był jak najbliżej łóżka chorej kobiety i z niewielkim trudem sadzam na niego matkę. Dużo schudła przez tę chorobę, która męczy ją już dobre półtorej roku.
Popycham wózek do drzwi wyjściowych z domu prze których znajduje się wieszak na swetry i zakładam matce jeden z nich po czym wyprowadzam ją na jedną z tłocznych ulic dystryktu pierwszego.
 Powoli przemieszczając się na główny plac mijamy wiele domostw. Nigdy nie obchodziło mnie jak żyją inni ludzie, gdzie mieszkają. Ja miałam dobrze. Ale to co dobre przecież zawsze się kończy.
 Mój wzrok przykuwa wielki, niebieski dom. Zdecydowanie największy w całym dystrykcie. Tata zawsze powtarzał, że wybrał ten kolor, ponieważ przypominał mu moje oczy. Teraz patrzę na "swoje oczy", które stoją puste, osamotnione, zniszczone... A pomyśleć, że jeszcze rok temu ten dom tętnił życiem i nadal by tętnił...nie musiałybyśmy z matką go sprzedawać, gdyby ojciec nie wyjechał. Albo chociaż gdyby wrócił. Żywy.
  Wtaczamy się na główny plac. Pałac Sprawiedliwości prezentuje się dzisiaj jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Ozdobiony kwiatami mieni się w słońcu zapierając dech w piersiach. Podchodzę z mamą do miejsc dla dorosłych i zostawiam ją pod opieką jej starej przyjaciółki-Freemy.Siwowłosa już kobieta przejmuje stery nad wózkiem pozdrawiając mnie delikatnym uśmiechem. Również się uśmiecham i ruszam załatwić to co należy do mnie.
  Staję w kolejce do spisu. Znudzona tupię nogą w miejscu i poprawiam na nosie potłuczone okulary. To przez tego idiotę-Charliego, widzę teraz w kawałkach. Krzywię się na wspomnienie wydarzeń z przed dwóch dni. Jakbym kiedyś wiedziała co będzie teraz, to nigdy, przenigdy bym nie została jego dziewczyną.
 Z rozmyślań wyrywa mnie czyjś chrapliwy głos. Potrząsam głową i orientuję się, że jestem pierwsza w kolejce. Podaję jakiejś rudej kobiecie dłoń, ona nakłuwa mi palec i odbija wypływającą z rany krew pod imieniem i nazwiskiem, Daphne Royals. Jak co roku. To przecież dożynki.
  Udaję się do swojej grupy wiekowej. Nie boję się dożynek. To pierwszy dystrykt, tu zawsze znajdzie się ktoś, kto zgłosi się na trybuta.
 Oglądam się przez ramie na miejsce pobytu rodzicielki. Nasze spojrzenia się spotykają. Dziwię się, dlaczego we wzroku matki wyraźnie dostrzegam panikę.
-Witam pierwszy dystrykt!
 Toran Fox tanecznym krokiem wkracza na scenę i obdarza publiczność śnieżnobiałym uśmiechem. Wygląda...jak zawsze; turkusowe włosy związane w dwie kitki na czubku głowy, różowa sukienka, tęczowe buty, żółta bransoleta z symbolem pierwszego dystryktu... Cóż...Wygląda dość kolorowo.
-Dzisiaj jak się domyślacie rozpoczynamy siedemdziesiąte pierwsze "Głodowe Igrzyska"!-Rozlegają się oklaski i gwizdy radosnego tłumu.
-Zanim jednak zaczniemy coroczne dożynki chciałabym powitać najważniejszych gości. W tym roku mentorami zostają Cashmere i Gloss Tanner! Sześćdziesiąte trzecie oraz sześćdziesiąte czwarte Igrzyska należały do nich! Oto rodzeństwo, które pokazało, że można dwa lata z rzędu przynieść swojemu dystryktowi chwałę!-Znowu wrzawa, podczas której na scenę wchodzi rodzeństwo Tanner. Niska, blond włosa kobieta oraz średniej wielkości, muskularnej budowy mężczyzna. Machają publiczności i siadają na obite czerwoną poduchą drewniane krzesła.
 Kiedy brawa cichną, Toran kontynuuje przemowę.
-Ten rok był dla was wyjątkowo trudny i nieciekawy. Straciliście burmistrza. Pan Royals był wyjątkowym człowiekiem-kiedy kobieta wypowiada te słowa głowy wszystkich wędrują w moją stronę. Jedne są wykrzywione w szyderczym uśmiechu, a inne..bez wyrazu. Zaciskam dłonie w pięści. Mój ojciec był cudownym człowiekiem. Muszę o tym pamiętać.
-Kiedy dwa miesiące temu przywieziono go w trumnie...Na pewno nie byliście zachwyceni.-Oddychaj Daphne, oddychaj. Nie rozpłaczesz się.
-Wiemy, że oficjalne wybory jeszcze się nie odbyły, ale tymczasowo pan Fairbanks obejmie funkcję burmistrza! Zapraszamy na scenę!
 W moim gardle wyrasta nagle jakaś gula, której nie potrafię przełknąć. Serce wali, tak, że niemal mogę je usłyszeć, a po skroniach ciekną pierwsze krople potu. Nie chcę wspominać. Nie chcę. Skupiam się na teraźniejszości.
  Ted Fairbanks wchodzi na scenę rozkoszując się chwilami wytchnienia pod baldachimem przymocowanym nad sceną, chroniącym od parzącego słońca.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie w tym szczególnym dniu, który nas wszystkich łączy. Łączy nas i zbiera w tym, jednym miejscu. Dzisiaj wylosowana zostanie dwójka trybutów z naszego dystryktu, aby stanąć do walki ku chwale. Chwale naszego dystryktu. Chwale Kapitolu. Chwale Panem. Nie przynieście nam wstydu. Niech los wam sprzyja.-Oklaski. Burza oklasków.
 Następnie, jak co roku, puszczają nam jakiś film, historię powstania Igrzysk.
-Zapewne wszyscy z tu obecnych słyszeli o Mrocznych Dniach, kiedy to trzynaście dystryktów zbuntowało się przeciwko swojej stolicy, która je żywiła i pozwalała żyć. Przewaga dystryktów nie trwała jednak długo. Kiedy trzynasty został zmieciony z powierzchni ziemi pozostała dwunastka wyraźnie osłabła. Ostatecznie Kapitol zwyciężył i na pamiątkę buntu wymyślił "Głodowe Igrzyska". Co roku w porze letniej każdy dystrykt składa daninę w postaci młodej kobiety i mężczyzny w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, aby wzięli udział w walce na śmierć i życie. Z dwudziestu czterech osób wyjdzie żywo tylko jedna, która będzie świadectwem dobroci i hojności Kapitolu...
  Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozglądam się nerwowo i napotykam spojrzeniem niebezpiecznie lśniące, brązowe tęczówki Charliego. Uśmiecha się złośliwie,  wywraca oczami i kieruje wzrok na scenę, gdzie Toran Fox przejmuje głos.
-Cudowne!-piszczy. Wszyscy biją brawo, słychać okrzyki aprobaty i radości. Nie wiem co sądzić o tej całej niebezpiecznej propagandzie. Dwadzieścia trzy osoby ginie w imię czego? Chwały? Potęgi? A może za karę? To jeszcze dzieci. Oczywiście w pierwszym dystrykcie moje spostrzeżenia uznano by za herezje. Za karę pewnie z powrotem odesłano by mnie do szóstki.
-Rozpoczynamy losowanie!
 Toran Fox klaskając w dłonie schodzi na prawą stronę sceny, gdzie ustawiono wielką przezroczystą kulę w której znajdują się nazwiska młodych dziewcząt z pierwszego dystryktu. Zanurza rękę w stercie kolorowego papieru i z samego dna wydobywa małą karteczkę na której widnieje imię i nazwisko przyszłej trybutki. Podchodzi do mównicy, odchrząka i czyta:
-Daphne Royals!
 Kiedy orientuję się, że wypowiedziała moje imię i nazwisko ogarnia mnie panika. Z nadzieją nasłuchuję, czy ktoś przypadkiem nie zamierza się zgłosić, ale panuje cisza jak makiem zasiał.
-Royals! Córka byłego burmistrza! Cóż za emocje! Cudowny przypadek!- Toran wrzeszczy jak opętana machając rękami na wszystkie strony. Przypadek? Może...
  Głośno przełykam ślinę i niepewnie stawiam pierwszy krok ku scenie. Odprowadzają mnie ciekawskie spojrzenia tłumu. Niecierpliwa Toran zbiega z mównicy, łapie mnie za rękę i ciągnie na środek sceny. Mam pecha, po drodze gubię okulary. Bez nich nie widzę prawie nic. Mogę się założyć, że ktoś już je zdeptał...Wszyscy biją brawo i ryczą ze śmiechu. Ja na Igrzyskach... Sierota na Igrzyskach... Faktycznie. Śmieszne.
-Teraz panowie!
 Nie widzę dokładnie, ale wydaje mi się, że kapitolinka podchodzi do lewej strony sceny na której znajduje się przezroczysta kula z karteczkami z imionami chłopców. Wyjmuje jedną z nich i rozkłada.
-Zgłaszam się!-Z tłumu wyłania się...Mrużę oczy próbując dostrzec śmiałka, który zgłosił się na trybuta...zaraz...Charlie Gold?!
 Brunet wbiega na scenę, staje obok mnie i szepcze cicho:
-Gra rozpoczęta, skarbie.

Od Autorki:
PRZEPRASZAM! Wiem, że zawaliłam. Następny rozdział będzie jeszcze w tym tygodniu. Słowo.
Ten w połowie był napisany już jakieś trzy tygodnie temu, ale nie miałam weny, ani czasu żeby go skończyć. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mi wybaczy.
Biegnę nadrabiać zaległości na waszych blogach.
Kocham! <3

17 komentarzy:

  1. Kocham to, że wszystkie powiadomienia dotyczące bloga dostaję na telefon ♥
    W ten sposób mogłam szybko przeczytać najlepszego bloga pod słońcem! <:
    Rebeckah wielbię cię kochana! Kiedy czytam przeżycia Daphne to, aż mam wrażenie jakbym tam była. Nie mogę się doczekać następnego i dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG! Ale mi słodzisz, słodzisz! Haha dziękuję ci! <3 <3
      Cieszę się, pozdrawiam i weny również! <3 :D

      Usuń
  2. NIE. NIE NIE NIE NIE. Boże, NIE. Jedno wielkie nie.
    Chcesz mnie zabić, tak? Boże, za co. Po co mi to było. Po co ja się katuję... no, dobra. Zaczynamy.
    Po pierwsze: zaciekawiło mnie kilka szczególików w tym rozdziale.
    1) śmierć ojca Daphne. Coś mi to za bardzo nie wygląda na przypadek, tak samo i to, że to właśnie ONA została wylosowana.
    2) "[...] z powrotem odesłano by mnie do szóstki." CO? Jak to z powrotem? Czy ja coś przeoczyłam? Czy coś mnie ominęło? A jak tak, to co mnie ominęło?
    3) Charlie. To małe, podstępne coś jeszcze sporo namiesza, prawda? PRAWDA? Powiedz mi, że tak, bo nie wiem, dlaczego, ale jego postać mi się cholernie podoba.
    No i teraz najgorsze. Mama Daphne. Zabolało mnie to, że straciła męża, a do tego uczepiła się jej jakaś wstrętna choróbsko... no i teraz jeszcze wybierają jej córkę na Igrzyska... jak pech, to pech. Masakra. Męczysz tych biednych ludzi, męczysz.
    W sumie może to dobrze, bez tej męki nie byłoby interesujących postaci i ciekawej historii.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! Broń Boże! Nie chcę nikogo zabijać...No może...Ale ciebie na pewno nie! :D
      1. Masz rację, masz rację! :D
      2. Nic cię nie ominęło, kochana. Wyjdzie w praniu. :D
      3. Ano Charlie będzie moim własnym bękartem diabła. Huhuh :D
      O mamci się nie wypowiem, bo jej wątek może zaskoczyć! :D
      XOXO <3

      Usuń
  3. SUPER !
    Rozdział jest bardzo ciekawy. Zastanawia mnie jedno. O co chodzi, że nie chce wracać do szóstki? Chodzi o dystrykt czy coś innego?
    Raczej to nie jest przypadek, że córka zmarłego prezydenta została wylosowana na dożynkach. Chyba ktoś maczał w tym palce. Chociaż, może mi się wydaje.
    Zastanawiam się czemu Charlie zgłosił się na trybuta, jak jeszcze nie było wiadomo kto nim został. Może chce pomóc Daphne. Albo uważa, że Royals zginie i przyniesie hańbę dystryktowi, a on wygra ku chwale dystryktowi? Nie wiem, ale uważam, że to ta druga opcja =)
    Weny życzę i do nn :**

    Tosia xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahahahahahahahah... Gra rozpoczęta, skarbie... Rozwaliło mnie. Serio, super. I do tego świetnie piszesz... zazdroszczę :) Tak realistycznie... Czekam na kolejny :*
    P.S. Zapraszam do mnie :)
    http://tkaczemarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Gra rozpoczęta, skarbie. Będę to sobie powtarzać jak dostanę kartkę z pytaniami na sprawdzian XD
    Ok, coś tu śmierdzi. Burmistrz nie żyje, jego córka idzie na igrzyska. Ciekawe, ciekawe...
    Z niecierpliwością czekam na 2 rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mmmm.... Nieźle xD
    Ciekawie ^^
    Czy mi się wydaje i chwilowym zastępcą burmistrza został mąż nauczycielki od historii, która pojawiła się w prologu? Przypadeg? :P
    Na co choruje jej mama? Szkoda mi tej kobiety... a co jeżeli, gdy zobaczy swoją córkę na arenie to po prostu umrze? ;o nie.. to by było straszne :/
    Biedna Daphne ;( Nie dość, że nie ma ojca to jeszcze biedna idzie na igrzyska... Dlaczego oni się z niej śmiali? Musieli ją jeszcze bardziej dołować? Ci ludzie w tej Jedynce są tacy nie czuli, że masakra... nie wiem, ale nigdy nie lubiłam Dystryktu Pierwszego :P Zawsze wydawali mi się chamscy :D
    I ten gościu co się zgłosił... omg... i to zdanie wypowiedzone przez niego do Daphne... "Gra rozpoczęta, skarbie" ;O
    On chce jej coś udowodnić, czy co? Przeraża mnie ten gościu :P
    Ciekawie... dodaję do obserwowanych i nie mogę się doczekać nexta xD
    Pozdrawiam i życzę weny :D
    Zapraszam również do przeczytania mojego bloga - 76-igrzyska-smierci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszyscy długo opisali to co czują a ja to ujmę w jednym zdaniu "Cudo" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny rozdział, choć trochę zabrakło mi opisów odczuć podczas dożynek. Podczas dążenia do sceny i tego niedowierzania, gdy nikt nie zgłosił się na jej miejsce.
    No i Charlie - już lubię tego kolesia, bo coś mi mówi, że nieźle nas jeszcze zaskoczy.
    Czekam na kolejny i zapraszam do sb (zostawiłam spam w specjalnej zakładce),
    Minoo

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja Daphne na arenie? No cóż, spodziewałam się tego. Ale ta szumowina Charlie? Już niezbyt. Ugghh, nie podoba mi się on. I jak zrobisz z nich parę, to słowo daję, znajdę Cię i każę to zmieniać ;__; Szkoda mi mamy Daph i ogólnie jej rodziny. Ehh, nie ma lekko dziewczyna :/
    No nic, ja czekam na rozwój akcji i wgl na nexta ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne! Szkoda mi tej dziewczyny i jej rodziny, bo wiadomo jak to jest jak każą Ci iść na Igrzyska... Egh... Ale weny ci życzę, a na dalszy rozwój akcji poczekam. Okaże się czy nie zrobisz z tego takiej love story, że "rzygam tenczom" ^.^ If yo know what i mean...

    Zapraszam do siebie, u mnie też pojawi się Igrzyskowy Fanfick, będzie on w sobie miał akt miłosny, ale przeważać będzie poświęcenie dla rodziny, miłość do brata.
    http://angels-make-us-special.blogspot.com/p/przyjaciele.html

    Pozdrawiam gwiazdeczko
    ~Morświn ☆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj przepraszam, można tak powiedzieć, że dałam link do zakładki. Chyba się nie gniewasz? prawda?
      http://angels-make-us-special.blogspot.com/

      Usuń
  11. No nieźle! Nie chce mi się dzisiaj wytykać błędów, więc powiem że świetnie piszesz. Czy masz zamiar wstawiać kolejny rozdział? Bo chyba zapomniałaś o blogu. Ale ja napewno jeszcze kiedyś tu zajrzę. Zapraszam do siebie:
    igrzyska-smierci-dystrykt-4.blogspot.com
    :) Martyna (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ślęczę nad tą nieszczęsną dwójką. Mam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz. Ciumki! :*

      Usuń

CZYTAMY=KOMENTUJEMY! Sama stosuję się do tej zasady, także mam nadzieję, że moi czytelnicy również się na nią zdecydują, bo jest pomocna w dalszym pisaniu! :3
Chciałabym po prostu wiedzieć, czy ktoś czyta moje wypociny, jak wam się podoba, jakie błędy popełniam. Żebym mogła się poprawić! <3